*Hayley*
Stałam właśnie w kolejce, która nie miała końca, a najgorsze, że była to dopiero kolejka do zapisów. Jak sobie pomyśle, że te kilkaset osób przede mną to nie wszyscy na dzisiejszy casting, to aż mnie zaczyna głowa boleć. Coraz częściej po mojej głowie zaczyna błądzić pytanie...co ja tutaj robię? Głupia ja, żyjąca nierealnymi marzeniami, a raczej marzeniem myślała, że przyjdzie sobie jakby nigdy nic na casting i od razu go wygra. Czasem jestem taka nierealna. Znając moje szczęście zapewne potknę się o coś i przewrócę przed wszystkimi sprawiając im jednocześnie niesamowity powód do śmiechu. Cieszcie się póki możecie. Kiedyś to ja będę się śmiała, przynajmniej mam taką nadzieją. Nawet nie wiedząc kiedy, znalazłam się przy stoliku z zapisami. Siedziały tam dwie kobiety ok.40 z naburmuszonymi minami. Hello? Tylko to nie one muszą stać w kolejce kilka godzin, a siedzą sobie wygodnie na krzesłach. Bez żadnego entuzjazmu, kazała mi wypełnić szybko krótką ankietę i podała numerek. Numer 456. Rozumiecie to? Na jakiś zwykły casting do zespołu tanecznego pojawiło się tyle osób. Nie wiem jaki to zespół, bo nie ujawniono jego nazwy na plakacie, ale to nie telewizja, żeby było tu ok. kilkuset ludzi. Tak, tak, za mną stała jeszcze pokaźna grupka ludzi czekająca na swoją kolej do zapisu. A ja w tym czasie udałam się dalej, do kolejnej kolejki, tylko tym razem czekałam już na swoją kolej występu. Jak reszta zaczęłam się rozciągać, choć wiedziałam, że mam jeszcze trochę czasu widząc te tłumy przede mną. Oczywiście, dzięki niezawodnej spostrzegawczości, och cóż za skromność, nie uszło mojej uwadze to, że na korytarzu nie było płci męskiej. Widziałam jak wchodzili, ale widać to tylko casting, gdzie szukają kobiet. Szkoda, że nie poinformowali o tym w ogłoszeniu, a może poinformowali, a ja nie zauważyłam? Zresztą nie ważne, dobrze, że szukają kobiet i tyle.
Kolejka coraz szybciej zaczęła poruszać się do przodu, ale ja coraz bardziej zaczęłam się denerwować. Otóż, zauważyłam, że występy trwają naprawdę krótko. Niektóre dziewczyny ledwo wchodzą, a już zaraz pojawiają się ze smutnym i pełnym porażki wyrazem twarzy, nieliczne płaczą. Co to za jury? Kurde, może się jeszcze wycofam? Tylko się ośmieszę? Już miałam dziękować Bogu i swojej inteligencji, że nikt nie wie o mojej zapewne przyszłej porażce, aż usłyszałam "Numer 456". W tej chwili, nie tyle ogarnął moje ciało stres co gniew. Poczułam się jak przedmiot, za kogo oni się mają. Nabuzowana negatywnymi uczuciami ruszyłam w kierunku drzwi, które następnie prowadziły na salę tortur. Moim oczom ukazała się trójka sędziów, a dokładniej po środku siedziała ok.30- letnia kobieta, a po jej bokach dziewczyny, chyba w moim wieku. Szatynka i blondynka. Ciekawie się zapowiada. Widziałam spojrzenia szatynki, która bez żadnego skrępowania zmierzyła mnie z góry na dół. Cóż, nie każdemu muszą się podobać moje dresy. Po chwili formalności stanęłam w rogu sceny i czekałam na pierwsze dźwięki piosenki. Jaki jest mój styl? Przede wszystkim najlepiej czuję się w tańcu nowoczesnym, ale zahaczam także o klasykę. U mnie taniec wyraża emocje, głównie on, a może jedynie i dlatego nie trzymam się jednego, konkretnego stylu. Po prostu się ruszam w rytm muzyki i czuję. Czuję, że żyję. W tej chwili było podobnie, ale niestety, odwiedził mnie wujek pech. Otóż potknęłam się na niewidzialnym kablu i upadłam. Zaraz usłyszałam parsknięcie szatynki i słowo: "Wiedziałam, że się nie nadaję". Mówiłam już wam, że jej nie lubię. Nie? To wiedźcie, że już mnie wkurzyła. Na jej słowa od razu się podniosłam i kontynuowałam. Ktoś może by się poddał i uciekł z płaczem, a ja zostałam. I nie chodzi o to nawet, że jestem jakaś twarda czy niezwyciężona. Po prostu, gdy widzę czy słyszę jak ktoś mnie od razu skreśla, mam ochotę tej osobie udowodnić, że się tak bardzo myli. Znajduję w organizmie nieodkryte pokłady energii i daję z siebie wszystko, a satysfakcję sprawia mi fakt, że dałam po prostu radę. Ich mina jest warta wtedy wszystkiego. Bezcenna.
Piosenka się skończyła, a ja razem z nią. Stałam teraz na środku, lekko zdyszana. Spojrzałam na ich miny, które wyrażały jakieś emocje, ale nie wiedziałam jakie. Widząc, że nie otrzymam żadnych komentarzy czy coś, opuściłam szybko to miejsce i wróciłam na korytarz. W zasadzie to był już koniec na dzisiaj. Mają nasze numery i mają niby oddzwonić, cóż powątpiewam w to. Po wyjściu szybko udałam się z powrotem do galerii i zadzwoniłam po Jamesa. W końcu Simon nie może się niczego dowiedzieć, bo jeszcze James miał by przesrane, za przeproszeniem, a póki co to jedyna osoba, która jest w porządku w tym domu wariatów.
***
Dni leciały jak szalone, chciałabym. Było nudno, niesamowicie nudno, ale przynajmniej można powiedzieć, że się z kimś zaprzyjaźniłam. Tak, ja. Wyobrażacie sobie, bo do mnie to nie dociera. A o kogo chodzi? O Zayna, kolejny szok. Sama nie wiem, ale jakoś najlepiej się z nim dogadywałam. Liam i Niall też są w porządku, a jeśli chodzi o Louisa czy Harry'ego, mogę powiedzieć tylko jedno. Są dziwni i zboczeni. Oj, to chyba dwie rzeczy, no trudno. O co dokładnie chodzi? Z tego co mi powiedział raz Zayn to oni po prostu prowadzą taki tryb życia, typu imprezy, alkohol, panienki na jedną noc. Oczywiście reszta też nie jest święta, ale oni robią z tego zawody. Nie chodzi, że zakładają się kto przeleci daną laskę, które szczerze mówiąc są bardzo naiwne, ale chodzi ile ich przelecą. Jak jakieś zwierzęta. A najbardziej przerażające jest dla mnie to, że te liczby są już chyba trzy cyfrowe. Że tacy ludzie istnieją, jak można się tak zachowywać. Przecież my, kobiety to nie przedmiot, zabawka. Oczywiście pewnie wśród tych "zdobytych" lasek, są damskie odpowiedniki Louisa i Harry'ego, dla których liczy się tylko sex czy zabawa, ale myślę, że są też takie, które teraz są po prostu załamane. Ale co ja na to mogę poradzić? Niestety, nic. Siedziałam właśnie u siebie w pokoju, a raczej leżałam i patrzyłam na sufit. Znów mi się nic nie chciało, no co ja poradzę. Mój spokój przerwało pukanie, a raczej walenie do drzwi.
-Oszczędź te drzwi, co one ci zrobiły!- krzyknęłam, bo ile można w nie walić. Po chwili do pokoju wszedł Malik, a któż by inny.
-No hej.- powiedział jakby nigdy nic. Ludzie, dopiero chciał rozwalić drzwi, a teraz mówi spokojnie jakby nic się nie stało. I to ja jestem dziwna?- Co robisz?- mówiąc to podszedł do łóżka i się na nie rzucił, a dokładnie też na mnie. Przygniótł mnie tym wielkim cielskiem.
-Jezu, Zayn złaź, ja się tu.....duszę.- mówiąc to zaczęłam go jakoś zwalać ze mnie, ale co ja zrobię, gdy leży tu taka krowa. On się zaczął tylko wiercić i skakać. Ludzie, umieram.
-Masz bardzo nie wygodny ten materac.- serio człowieku? Leżysz na mnie.
-Nie wierć się, - kurde, znowu podskoczył, ale jakoś się zdążyłam wywinąć. Szybko wstałam z łóżka i krzyknęłam.
-Wolność!- spojrzałam na niego, a on sobie po prostu leżał z rękami założonymi za głową na moim łóżku zadowolony. No pewnie, nie ma to jak mnie zgnieść.- Musisz schudnąć. -mówiąc to klepnęłam na podłogę. Nie chce ryzykować kolejnym zgnieceniem, a mój dywan też jest wygodny.
-Sugerujesz, że jestem gruby.
-Ja? Ależ skąd. Przecież to, że ważysz tonę nie oznacza, że jesteś gruby.- oj i to chyba był błąd, bo rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. A ja mam straszne łaskotki i nienawidzę, jak ktoś mnie łaskocze.
***
-Czyli mam rozumieć, że zamierzasz zostać starą panną z kotami?- spytał mnie Malik, który już sama nie wiem ile tu siedzi. Nasza rozmowa zatrzymała się na naszych planach na przyszłość, pomiędzy tematami jaką mamy ładną pogodę czy która pralka jest najlepsza.
-Tak, a cóż w tym dziwnego.- udałam wielce oburzoną. Po za tym, czy każda dziewczyna musi marzyć o księciu na białym koniu? Otóż nie. Ja już wolę zostać starą panną. Bycie niezależną singielką to moje powołanie i dobrze mi z tym. A i jeszcze te koty. Same plusy, tylko żyć i nie umierać.
-No wiesz, ja czekam na tą jedyną.- mówił to takim rozmarzonym głosem. Litości.
-Boże, jakie to romantyczne. Malik jaki ty jesteś romantyczny, jeszcze mi powiedz, że marzysz o pocałunku w deszczu, najlepiej przy zachodzie słońca.
-W zasadzie...
-Żartowałam.- on się tylko zaśmiał. -Nie kończ lepiej, bo nie mogę słuchać o tym romantycznym gównie.
-Jak możesz?- spytał udając urażonego, ale jakoś mu to nie wychodziło.
-To takie tandetne...po za tym skoro jesteś taki miły, romantyczny...
-I seksowny.- Zrobiłam minę typu "Are you fucking kidding me?" i kontynuowałam.
-Jeszcze zapomniałeś wspomnieć, że niezwykle skromny.- uśmiechnął się szeroko.- Chodzi o to dlaczego też masz ten cały szlaban, który dla mnie jest absurdalny. Jesteście w końcu dorośli, a przy Simonie jak małe dzieciaczki.
-Oj tam, czasem się zabalowało z Hazzą czy Lou, a potem prasa i sama wiesz.
-Czyli mam rozumieć, że też zaliczasz laski jak oni.
-Czasem.- rzuciłam w niego poduszką.
-Boże, jesteś straszny- chciałam to powiedzieć jakoś sama nie wiem poważnie, ale mi słabo wyszło, więc po chwili wybuchłam śmiechem, a razem ze mną mój przyjaciel. Kto by pomyślał? Mam przyjaciela, oby prawdziwego, który mnie akceptuję taką jaka jestem i nie ocenia. Czuję się świetnie, czy to można nazwać już szczęściem? Bo jeśli tak, to ja chcę więcej. Może ten cały pobyt w Londynie nie będzie taki zły? Nagle zadzwonił mój telefon, ale to co usłyszałam prawie zwaliło mnie z nóg. To jakiś żart?
~*~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś, zostaw kilka słów po sobie. To wielka przyjemność, a przede wszystkim ogromna motywacja do pisania dalszych rozdziałów :)