Londyn, UK
Hayley
Otóż poczułam czyjeś dłonie na mojej talii. Zostałam podniesiona do góry i przerzucona przez ramię jak jakiś worek kartofli. To musiał być jeden z ochroniarzy, ale muszę przyznać, że mają naprawdę "niezły" refleks. Weszłam sobie spokojnie do domu, udałam się do kuchni i dopiero teraz mnie znaleźli. Słabo. Za co Simon im płaci? Gdy opuściliśmy dom okładałam tego idiotę po plecach, ale to nic nie dawało. W końcu znaleźliśmy się za furtką, a ja miałam niemiłe spotkanie z ziemią. Ten kretyn po prostu mnie zrzucił. Wstałam obolała masując się za tyłek.
-Pożałujesz.- syknęłam do niego, a ten się tylko roześmiał.- Jak Simon się dowie...
-To co mi zrobi? Jesteś zapewne jakąś kolejną psychofanką One Direction. Nie uwierzę, że znasz Simona, nikt ci nie uwierzy, więc lepiej idź, bo zaraz zadzwonię po policję.- odszedł dumny jak paw zanim zdążyłam mu się jakoś odgryźć. Jak mógł mnie wziąć za jakąś fankę One Direction. Czy ja wyglądam jakbym słuchała tych rozpieszczonych gwiazdeczek? Pff...w życiu. Podeszłam do bramki, ale była oczywiście zamknięta. Dobijanie nic nie dało, a wspiąć się na tą bramę nie dam rady. Zrezygnowana usiadłam opierając się o ogrodzenie. W końcu Simon zaraz po mnie przyjdzie, a ten głupi klawisz zobaczy, że ze mną się nie zadziera.
Narrator
Tymczasem w domu w jadalni piątką chłopaków siedziała właśnie za stołem i jadła kolację. W tym momencie doszedł do nich mężczyzna koło 50 i przysiadł się do stołu.
-Simon!- krzyknęła radośnie 4 z nich na jego widok. Dlaczego tylko czwórka? Otóż pewien blondyn był zahipnotyzowany na widok tak pysznego jedzenia i nie mógł oderwać wzroku od talerza.
-Witajcie chłopcy.- uśmiechnął się wspomniany Simon i również zabrał się za jedzenie pysznej kolacji przygotowanej przez gosposię Dorothy. Stół uginał się pod wieloma pysznościami, więc każdy znalazł coś dla siebie.- Działo się coś ciekawego?- spytał, a reszta zaczęła opowiadać jak im minął czas. Mówili o wywiadach, występach, ale także o tym jak to Harry założył się z Zaynem, że zje ostrą papryczkę. Nie pytajcie. Czas leciał wyjątkowo szybko, wszyscy się śmiali i cieszyli własnym towarzystwem.
-Simon, po co w ogóle pojechałeś do Nowego Jorku?- spytał Louis, a Simon nagle zakrztusił się kanapką, którą dopiero co spożywał. Zrobił się cały czerwony na twarzy próbując jakoś się ratować, aż w końcu z pomocą przyszedł mu Liam. Gdy jego oddech wrócił do normy, krzyknął tylko:
-Hayley!
Hayley
Kurde, gdzie ja jestem? Mogłam siedzieć pod tą pieprzoną bramką, ale nie. Po co? Lepiej błądzić po obcym mieście, sama. Ale nie mogłam dłużej czekać, skoro ten głupi Simon o mnie zapomniał. Wyobrażacie sobie? Siedziałam tam już jakieś pół godziny, a nikt dalej po mnie nie przychodził. Mam ich wszystkich w dupie. Może to była właśnie ta niespodzianka. Wywieźć na obcy kontynent i porzucić. Świetnie. Dobrze, że już nie pada, ale i tak nie jest za ciepło mimo, że mam grubą bluzę. Która to godzina może być? Sięgnęłam do kieszeni po telefon, a on wskazywał 22. Co? Już 2 godziny się tu szlajam. Bosko. Gdzie ja jestem? Chyba to park, ale na osiedlu? Może już dawno je minęłam, ale powinnam chyba zobaczyć jakiś strażników. W końcu to strzeżone osiedle. Znalazłam jakąś ławkę, bo już nogi mi odpadają. Dwie godziny błądzenia to za dużo. Ciekawe czy w ogóle ktoś mnie szuka. Może się nawet ucieszył, że mnie nie ma. Problem z głowy. Mógł mnie w ogóle nie zabierać z Nowego Jorku. Nowy Jork...hm.. . Tęsknie za tym miastem. Nawet za moim brzydkim mieszkaniem. Tu jest inaczej, auta jeżdżą po lewej stronie, dziwny akcent. Tylko niebo jest takie same, a dzisiaj jest w ogóle piękne. Zero chmur, już na szczęście przestało padać. Piękny, duży księżyc i te gwiazdy. Uwielbiam oglądać niebo nocą. Jest po prostu magiczne i takie spokojne. I nagle usłyszałam swoje imię. Z początku myślałam, że to wyobraźnia spławia mi figla, ale gdy to się powtórzyło to wstałam i zaczęłam się rozglądać. W oddali zobaczyłam niewyraźną sylwetkę, chyba mężczyzny, który właśnie wypowiadał moje imię. To chyba jeden z goryli Simona. Podeszłam do niego i nie myliłam się. To ten sam co mnie wtedy wywalił.
-Znalazłem cię w końcu.- odetchnął z ulgą. W końcu? Człowieku, ja tu łażę i marznę 2 godziny. Głodna w dodatku.
-Mówiłam, że pożałujesz. Gdzie jest Simon?
-Chodźmy do niego. Nie powiesz mu?- spytał z nadzieją. Sama nie wiem, nie mam w zwyczaju na kogoś kablować, tym bardziej, że ten ktoś może stracić pracę. W zasadzie to wina Simona, a nie jego. On nie wiedział, że teraz będę tu mieszkać, a Simon? Po prostu o mnie zapomniał. Jak w taki sposób, chce zdobyć moje zaufanie to powodzenia.
-Dobrze, ale masz u mnie przysługę...
-James.- odpowiedział po chwili.
-Hayley, ale to chyba już wiesz.- uśmiechnął się i ruszyliśmy w kierunku reszty. Tak w ogóle to dopiero zauważyłam, że James nie jest stary. Boże, jak to brzmi. Chodzi o to, że wygląda na jakieś ponad 20 lat i jest nawet całkiem przystojny, ale ja nikogo sobie nie szukam. O nie. Po chwili dostrzegłam limuzynę. Serio? To nie można już normalnym autem przyjechać, tylko każdy musi widzieć jaki to Cowell nie jest bogaty. A jeśli o nim mowa to właśnie mnie zobaczył i zmierza w moim kierunku. Ciekawe co teraz? Chyba nie dostane kazania czy szlabanu, w końcu to on zawalił.
-Hayley...- tyle powiedział i mnie po prostu przytulił. Poczułam się dziwnie, bo mnie nikt nigdy nie przytulał. Nie wiedziałam jak mam się trochę zachować, więc stałam jak słup soli. Mu to chyba nie przeszkadzało. Pewnie uznał, że się złoszczę, że o mnie zapomniał, ale ma rację. Powinnam być zła. Jestem zła. - Przepraszam, to nowa sytuacja i w ogóle...- i mi to mówisz? Jak ja mam się czuć. Zapomniał o mnie, ale już nie mam siły się dzisiaj z nim kłócić.
-Dobrze, wróćmy już do domu. Jestem głodna i zmęczona.- powiedziałam i zaraz znalazłam się w limuzynie. Przynajmniej zrobiło mi się cieplej. Widziałam, że Simonowi głupio, ale powinno być. Po kilku minutach znaleźli się w domu. Nareszcie. Marzę tylko o gorącej kąpieli i łóżku. Nic więcej.
Wchodzę do domu i udaję się prosto na górę. Z tego co mi powiedział Simon, to mój pokój znajduję się na końcu korytarza po lewej. Są tam już ponoć moje rzeczy, więc powinnam trafić. W końcu nie jestem głupia, przynajmniej nie w takim stopniu. Stawiałam właśnie pierwszą nogę na stopniu, ale coś mi nie pasowało. Wycofałam się i wróciłam tyłem do holu, gdzie po lewej są drzwi do kuchni, a po prawej salon połączony właśnie z tym korytarzem. Odwróciłam się właśnie w prawo i co widzę. Piątkę chłopaków, którzy dziwnie się na mnie patrzą.
-Simooon...- zawołałam go niepewnie, przeciągając jego imię, jakkolwiek to brzmi. Po chwili znalazł się obok mnie, więc odwróciłam się w jego stronę, znajdując się tyłem do salonu. Podniosłam rękę i wskazując tyłem na salon spytałam się.- Kim oni są i co tu robią?
-To jest właśnie ta niespodzianka.- uśmiechnął się, a mi mina zrzedła. Co? Spojrzałam za swoje plecy, a ci się głupkowato uśmiechali, więc instynktownie na mojej twarzy pojawił się grymas i wycofałam głowę do tyłu. Znowu spojrzałam na Simona i powiedziałam tylko.- Do kuchni.
***
-Jak to oni będą tu mieszkać?!- krzyczałam zła. Byłam zmęczona po tym całym wałęsaniu się, ale gdy dowiedziałam się co tu się szykuje, energia powróciła. Z tego co mi powiedział Simon, to to całe One Direction będzie z nami mieszkać, przynajmniej na razie, bo mają szlaban. Serio? Piątka dorosłych kolesi ma szlaban, bo ostatnio trochę zbytnio zaszaleli. Sodówka uderzyła im do głowy, a Simon jako menadżer ma pilnować, żeby się nie wpakowali w nowe kłopoty. Po prostu cudownie. To, że mam mieszkać z obcym mężczyzną, który rzekomo jest moim ojcem, to jeszcze piątka niedojrzałych chłopaków plus ochrona i służba. Po prostu dom wariatów, a w tym wszystkim jeszcze ja. Za jakie grzechy?
-Hayley, wiem, że to trudna sytuacja, ale jak ich poznasz to polubisz. Nie są tacy źli, zobaczysz jeszcze będziecie przyjaciółmi.- uśmiechnął się na koniec, jakby to miało poprawić tą i tak już gównianą sytuację. Przewróciłam tylko oczami. Ja i oni przyjaciele? Ja nie mam przyjaciół i dobrze mi z tym. Może nie, ale z tą 5 pedałków, sorry, ale już ja wyglądam w dresach bardziej męsko, nie wytrzymam. Widząc jak Simon liczy na jakąś moją odpowiedź kiwnęłam tylko głową, że rozumiem. W zasadzie po co czeka na moją odpowiedź, skoro i tak nic by nie zmieniła. Znowu stawia mnie przed faktem dokonanym i daję złudną nadzieję, że mam na to jakiś wpływ. A nie mam! Przyjeżdża, wywozi mnie do Londynu i każe mieszkać z piątką chłopaków, których nie znam. Wzięłam głęboki oddech i udałam się w stronę schodów. Zbyt dużo na dzisiaj, zbyt dużo emocji. Będąc w połowie drogi dostałam czymś w twarz. To było ciasto. Kurwa, rzucili we mnie ciastem. Złość się we mnie gotowała i myślałam, że zaraz wybuchnę. Odwróciłam się w ich stronę, a oni nagle przerwali swoją zabawę i spojrzeli na mnie. Chciałam w tym momencie posiadać moc zabijania wzrokiem, albo chociaż zamrażania. Ale nic. Zaraz zjawił się Simon.
-Chłopaki! Zwariowaliście? Rzucać jedzeniem po domu?
-Przepraszamy.- odpowiedzieli wspólnie jak jakieś dzieciaczki z przedszkola robiąc przy tym smutną minkę, a oni do licha są pełnoletni. Jeszcze zwrócił się do mnie koleś z szopą na głowie, która chyba miała przypominać loki. Dla mnie to wyglądało na jeden wielki kołtun.
-Sorry, Holly.- dłonią zaczęłam wycierać swoją twarz, odrzucając ciasto na ziemię i zła odpowiedziałam.
-Hayley, nie Holly.- resztą zaczęła cicho chichotać, a temu wielkiemu kołtunowi zrobiło się głupio. Poszłam w końcu do siebie, bo to jest jakaś chora sytuacja. Rzucać się jedzeniem, jak jakieś dwunastolatki? Serio? Z kim ja będę mieszkać? Gdy znalazłam się w końcu w swoim pokoju, rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam. Byłam naprawdę wykończona, bo to się rzadko zdarza.
~*~
Hahahaha
OdpowiedzUsuń''temu wielkiemu kołtunowi'' to mnie rozwaliło :P
Super rozdział
Życzę weny ;*
Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńTwój blog został pomyślnie dodany do spisu. Przepraszamy za zwłokę i dziękujemy za współpracę :)
OdpowiedzUsuń[http://spisff.blogspot.com/]