niedziela, 21 września 2014

Rozdział III

Nowy Jork, USA

Hayley


-Jestem twoim ojcem..
           -Jestem twoim ojcem..
                    -Jestem twoim ojcem..

Te słowa ciągle błądziły po mojej głowie, a ich znaczenie do mnie nie docierało. Jak to on jest moim ojcem? Jak może mówić to z takim spokojem? Dlaczego nagle pojawił się w moim życiu? Tyle pytań, a odpowiedzi znikąd. Moja zszokowana mina mówiła sama za siebie. Spuściłam wzrok na podłogę i z powrotem spojrzałam na niego. Simon Cowell to ma być mój ojciec? Tata? Jak? Kiedy? Gdzie? A on siedział sobie spokojnie na kanapie w towarzystwie swoich goryli i nic sobie z tego nie robił. Jakby słowa, które przed chwilą powiedział nie miały dużego znaczenia. A mają. Ogromne. To wszystko zmienia. Gwałtownie wstałam i udałam się do kuchni. Oparłam się rękoma o blat i zamknęłam oczy. Musiałam pomyśleć, wyciszyć się, zrozumieć. Mam ojca? Przecież mnie zostawił, zanim się urodziłam, więc po co tu jest? Po co on tu do cholery jest? Spokój, nie będę teraz krzyczeć czy histeryzować jak jakieś dziecko, a może właśnie to powinnam zrobić? Podniosłam głowę do góry, licząc jednocześnie do 10, żeby trochę ochłonąć. Mój wzrok spotkał się z ścianą na przeciwko. Jej prostota przykuła mnie do tego stopnia, że stałam chwilę nieobecna i zamyślona, ale po chwili znowu wróciłam do żywych. W końcu to tylko biała ściana, nie można za dużo wymagać. To chore. Myślę o ścianie. Spokojniejsza wróciłam do salonu, a on tam dalej był. Nie mógł sobie pójść i już nigdy nie wrócić. Miałabym spokój. W końcu spokój, ale nie. Trudno, muszę się czegoś konkretnego dowiedzieć. Bądź co bądź, przyszedł do mojego mieszkania obcy mężczyzna i na dzień dobry słyszę, że to mój ojciec. Czuję się jak w jakimś filmie, albo lepiej. Może to reality show, a za rogu wyskoczy koleś z kamerą i krzyknie "Mamy cię!". W nadziei zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu, czas upływał nieubłaganie, a dziwnego prowadzącego nie było. To chyba jednak nie jest głupi żart. Usiadłam na swoje poprzednie miejsce, znajdując się znowu naprzeciwko ich i zapytałam.
-Jak to możliwe, że jesteś moim ojcem?- głupie pytanie, ale w tym momencie nie umiem myśleć jasno. To trudna sytuacja, więc chyba jestem usprawiedliwiona.
-Ann ci nic nie powiedziała?- pokiwałam przecząco głową. Jedyne co mi mówiła Ann na temat mojego ojca, który aktualnie siedzi naprzeciwko mnie, że on mnie nie kocha i mnie zostawił. Tyle.- To było dawno, gdy byłem...
-Dobrze, nie chce słuchać tej historii. Powiedz lepiej dlaczego nagle się tu pojawiłeś, po tylu latach? 
-Twoja matka zmarła, a ty jesteś niepełnoletnia... 
-I co? Nagle wzbudził się w tobie instynkt rodzicielski? Nie bądź śmieszny.- może trochę chamsko odpowiedziałam, ale nie rozumiem jak tak można? Nie było go całe moje życie, a teraz tak po prostu wchodzi do mojego domu i co? Mam się mu może rzucić na szyję i być wdzięczna, że łaskawie się zjawił. 
-Wiem, że zawaliłem, ale ja myślałem,że..- i nagle urwał swoją wypowiedź.
- Co myślałeś? Dokończysz?- zdenerwował mnie. Nie lubię jak ktoś coś zaczyna mówić, a po chwili urywa i udaje, że nie było tematu.
-Nieważne...yyy...jutro wyjeżdżasz ze mną do Londynu.- po wypowiedzeniu tych słów mało się nie zakrztusiłam....powietrzem?. Jak to wyjeżdżam? Z obcym dla mnie mężczyzną na inny kontynent, do obcego kraju, do nieznanego miasta? Zwariował, zwariował...
-Nigdzie się nie ruszam, a teraz proszę wyjdź.- pokazałam mu i jego ochroniarzom drzwi. Po chwili w końcu wstali i udali się w tamtym kierunku. Przed samymi drzwiami Simon się odwrócił.
-Hayley... 
-Po prostu wyjdź.- zamknęłam szybko za nimi drzwi i osunęłam się powoli po drzwiach. Schowałam twarz w dłoniach, a następnie przejechałam nimi po włosach. Uniosłam swój wzrok i patrzyłam się na przeciw. Znowu ściana. Jak to ja wyjeżdżam? Nie mogę zostawić mojego miasta, nie mogę zostawić Nowego Jorku. To tu się urodziłam, tu mam swoje miejsca, tu mam wspomnienia, złe, ale i dobre. Ja nie chcę się stąd ruszać, nie chce... . Nagle po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Dawno nie płakałam, ale to było z bezradności. Z niewiedzy. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdezorientowana. Za dużo się ostatnio zdarzyło. Śmierć matki, powrót ojca. Ale z niego dupek. Za pewne nigdy bym go nie poznała, gdyby nie to, że Ann zmarła. Po co tu jest? Po co? Wstałam z podłogi i poszłam do salonu. Rzuciłam się na kanapę i patrzyłam na sufit w poszukiwaniu jakiegoś wyjaśnienia, czegoś co rozjaśni mi trochę sytuację. Londyn? Nie, ja nie chcę...nie chcę z nim mieszkać...nie znam go i nie mam zamiaru poznać. A może powinnam dać mu szansę? I tak nie mam tutaj nic do powiedzenia. Pewnie jutro przyjdźcie z tymi gorylami i co sama zrobię? Nic. Dlaczego nikt nigdy nie liczy się z moim zdaniem? Dlaczego ja nie mam nic do powiedzenia? Powinien mnie zapytać, a nie. Przychodzi i robi jak mu wygodnie, a gdzie w tym wszystkim jestem ja, gdzie są moje potrzeby? Ważny jest on, tylko on. Simon. Ale to przynajmniej wyjaśnia, że i tak zapewne zostawiłby matkę, nie tylko ze względu na mnie. Już wtedy był sławny. Ale to także potwierdza, że byłam niechcianym dzieckiem i to się niestety nie zmieni. Tylko po co teraz się zjawił? Zrobić mi nadzieję...nienawidzę go. Leżałam tak dalej nieruchomo, aż w końcu odpłynęłam i zasnęłam.
***

Gdzieś nad Oceanem Atlantyckim

Siedzę właśnie w prywatnym odrzutowcu Simona. Prywatnym. Tylko czego ja się dziwie, w końcu to osoba sławna, publiczna i za pewne obrzydliwie bogata. Pewnie teraz tak będzie wyglądać moje życie. Ktoś uznał by, że wygląda to trochę jak klasyczna historia kopciuszka. Z popychadła, zmieniam się w księżniczkę, która od tej chwili będzie mieszkać w pałacach. Jeszcze brakuje księcia na białym koniu. Tylko ktoś zapomniał, że ja nie jestem księżniczką i nie chce być. Patrzyłam za oknem, ale głównie widziałam białe chmury i piękne niebo. Pierwszy raz leciałam samolotem i myślałam, że będzie gorzej. Ale jest świetnie. Na razie świetnie, bo za kilka godzin znajdę się w Europie. Boże, ja w Europie? Ja nigdy Nowego Jorku nie opuściłam, a teraz jestem na innym kontynencie. Całe szczęście, że tam też się posługują angielskim, bo bariera językowa to nie dla mnie. Na uszach ciągle miałam słuchawki i do moich uszu docierały przyjemne dźwięki, niestety ktoś musiał przerwać tę przyjemną chwilę. Ktoś czyli Simon, a może powinnam zwracać się do niego tato? Nie, on nigdy nim nie był i te kilka dni nic nie zmieni.
-Hayley, możemy porozmawiać?
-Słucham.- odpowiedziałam spokojnie, nie miałam ochoty na jakieś kłótnie czy krzyki.
-Wiesz czym się zajmuje..- pokiwałam głową na "tak" znudzona. Ma zamiar się pochwalić czy co? Bo na mnie nie robi to wrażenia.- Chodzi o to, że nikt nie może się dowiedzieć, że jesteś moją córką. Przynajmniej na razie.- nie wiem czemu, ale trochę mnie zabolało. Przyjeżdża, żeby naprawić naszą relację, przynajmniej tak myślę, a teraz? Choć w sumie, wiem jak zareagowałyby media. Nie miałabym życia. A po za tym nie mogę zapominać: To nie jest mój tata. Tylko na papierze i nic więcej. Ojciec powinien być przy mnie przez te wszystkie lata, prawdziwy ojciec. Pamiętam jak czasem było ciężko. Brak jedzenia czy znowu te same stare, podarte ubrania. Matka brała od swoich kochanków kasę, ale głównie na siebie. A ja? Musiałam radzić sobie sama, podczas gdy mój "ojciec" pławił się w luksusach. 
-Rozumiem.- odpowiedziałam po chwili, a on przesiadł się w inne miejsce. Dobrze, nie miałam ochoty z nim siedzieć. Wracały te cholerne wspomnienia. Jak mam zacząć żyć od nowa jak ciągle dopada mnie przeszłość. Ale chyba nigdy nie będę w stanie od niej uciec. Patrzyłam na resztę samolotu. Simon siedział z swoimi ochroniarzami i rozmawiał w najlepsze. Był szczęśliwy, ale co mi do tego. Nie zabronię mu tego, mogę co najwyżej zazdrościć. Ja też kiedyś będę szczęśliwa, ale na pewno nie w Londynie. Gdy tylko za kilka miesięcy stanę się prawnie osobą dorosłą, wracam do Nowego Jorku. Nie wiem jak tu będzie, ale już tęsknie za moim miastem. Mieszkałam tam od urodzenia. Tam miałam swoje miejsca, gdzie chowałam się przed złym światem, tam była moja szansa na taniec. Właśnie. Ciekawe co teraz? Może dostanę pieniądze i zapiszę się jak normalna osoba. Nie, nie chce jego pieniędzy. Znajdę pracę, przynajmniej teraz będę mieć zapewnione jedzenie czy opłaty za rachunki i może wystarczy na szkołę. Pod tym względem, szkoły tańca są na tym samym poziomie co w Nowym Jorku. Z uśmiechem na ustach zasnęłam.
***

Londyn, UK

Budzę się i nagle uświadamiam sobie, że znajduję się w...limuzynie? Szybko dosiadam się przy oknie i widzę, że już dawno wylądowaliśmy. Rozglądam się i widzę piękne miasto, jakim jest Londyn. Pada, ale to chyba normalna tutaj pogoda. Po za tym uwielbiam deszcz, sama nie wiem czemu, ale go uwielbiam. Może nie będzie tu tak źle. 
-Hayley?
-Tak?- odwracam się w stronę Simona, o którym przez chwilę zapomniałam. Ale każdemu może się zdarzyć, co nie? 
-Jak wcześniej wspomniałem, na razie nikt się nie może dowiedzieć...- na razie? A może na zawsze. Tak było by lepiej, bo po co składać obietnice bez pokrycia. Przecież wiem, że jak powie, że jestem jego córka to będzie miał piekło. Jak taki Simon Cowell mógł porzucić własną córkę? A mógł.-..i dlatego będę twoim dalszym wujkiem. Przyjechałaś do mnie na wakacje.
-A co potem?- spytałam, bo 18 kończę dopiero w grudniu, a mamy początek lipca.
-Potem pomyślimy.- przytaknęłam na tą propozycję. 
-Dobrze, ale proszę nie mów nikomu, że moja matka zmarła.- zdziwił się, ale bez słowa się zgodził. Dobrze. Nie chce niczyjego współczucia, litości, nie jest mi to potrzebne. Tym bardziej po mojej matce Ann. Siedzieliśmy w ciszy, a ja dalej oglądałam miasto. Widziałam, że byliśmy w centrum, a teraz zjeżdżamy na jakieś obrzeża. Za pewne do najbogatszej dzielnicy. Co za paradoks. Sama mieszkałam w najbiedniejszej w Nowym Jorku, a teraz jak jakiś pieprzony bogacz będę mieszkała w willi. Tylko czy ja naprawdę tego potrzebuję. 
-Mam dla ciebie niespodziankę.- powiedział po chwili Simon, który do tej pory siedział cicho.
-Tylko nie mów, że mam rodzeństwo.- zaśmiał się na moją odpowiedź i zaprzeczył ruchem głowy. Odetchnęłam z ulgą, ale ciągle byłam ciekawa jaka to niespodzianka na mnie czeka. Mam nadzieję, że nie będzie źle. Choć ostatnio w moim życiu jest coraz więcej niespodziewanych sytuacji i chciałabym najlepiej żeby już się skończyły. Po jakiś 15 minutach zajechaliśmy pod dom, który był ogromy, przeogromny. W całym osiedlu były takie domy, ale i tak chyba ten był najpokaźniejszy. W dodatku wszędzie ochroniarze, a całe osiedle jest strzeżone. Jak w jakiejś złotej klatce. Simon kazał mi poczekać, bo musiał gdzieś zadzwonić, ale ja nie mam zamiaru na niego czekać. Weszłam jak gdyby nigdy nic do środka i od razu znalazłam kuchnię. Na widok lodówki mój brzuch zagrał marsza. Zdałam sobie dopiero sprawę jak dawno nie jadłam. I gdy ją zaczęłam otwierać stało się coś nieoczekiwanego, coś dziwnego.
~*~

2 komentarze:

Jeśli przeczytałeś, zostaw kilka słów po sobie. To wielka przyjemność, a przede wszystkim ogromna motywacja do pisania dalszych rozdziałów :)